obecnie
19° C
jutro
22° C
Czy powinny wrócić niedziele handlowe?


Ostatnio na forum

  • Odzież do biegania
    50 wyświetleń
    0 odpowiedzi
  • Zawód OZE
    423 wyświetleń
    0 odpowiedzi
  • Dobry ortodonta?
    869 wyświetleń
    0 odpowiedzi
  • Pomysł na biznes
    1251 wyświetleń
    3 odpowiedzi
  • Sprzątanie po zmarłych
    279 wyświetleń
    0 odpowiedzi
  • Usługi malowania wnętrz w Sta…
    375 wyświetleń
    0 odpowiedzi
  • Holter
    388 wyświetleń
    0 odpowiedzi
Przejdź do forum

Jak to jest być w sztabie WOŚP?

1 lutego 2017 16:43, autor: zomo
Pierwszy raz przyszłam gdzieś w połowie listopada. Nie za bardzo mi się chciało, bo nie mam zbyt wiele czasu dla siebie. To jest taki okres, że czas spędzany poza szkołą zaczyna się rozbijać na niewielkie partie – dwadzieścia minut drogi, trzydzieści minut odrabiania lekcji, dziesięć obiadu, potem znowu dwadzieścia drogi. Nagle wpada dziesięć minut wolne i człowiek nie wie w co ma włożyć ręce. Pod koniec semestru jest nieco lżej, można się zająć czymś, co sprawia przyjemność. W tej lekkości i beztrosce obiecałam przyjaciółce, że pójdę z nią na spotkanie sztabu, bo akurat odpadły mi jakieś zajęcia. Dzień później sobie pomyślałam ‘Jezu, znowu się w coś wrąbałam.’ Pójść czy nie pójść?

Spotkanie było we wtorek i poszłam na nie prosto z łóżka, bo akurat miałam czas na odespanie jakiejś nocnej aktywności. W drodze myślałam nad tym, że pewnie zakres moich obowiązków związanych z byciem w sztabie ograniczy się do zaniesieniu paru pism do sponsorów, no bo co innego tam można robić, szczególnie bez osiemnastki. Weszłam do SDKu, poczekałam chwilę na przyjaciółkę i weszłam do niewielkiej sali, w której mieściły się stoliki i siedziało około 10 osób. Towarzyszyło mi uczucie, którego nie potrafię nazwać inaczej niż ‘nie-odezwę-się-bo-jestem-nowa’. Pomyślałam, okej, Wermina, teraz Twój ruch, zorganizuj mi zajęcie. Zaczęłam obserwować ludzi, którzy pojawiali się i znikali z sali. Przychodzili, ściągali kurtki, podchodzili do szefa sztabu, do Natalii, żeby ustalić swoje sprawy, a potem po jakimś czasie wychodzili. Dobra, pomyślałam, tylko co ja mam niby robić? Jakaś dziewczyna zapytała kto robi przedszkola. Przyjaciółka odwiedzała przedszkola w zeszłym roku, więc stwierdziła, że się tym zajmiemy. Wzięła jeszcze akcję w naszej szkole.


W ciągu kilku następnych tygodni umówiłyśmy parę terminów na spotkania z dziećmi w przedszkolach, zaczęłyśmy organizować kiermasz i mecz w szkole, wizyty u dyrektora od kilku razy w tygodniu do kilku dziennie. Łaziłyśmy do miejsc, o których istnieniu nawet nie miałyśmy pojęcia – studiach tatuażu, klubach płetwonurkowych, gabinetach masażu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że w Stalowej Woli są takie rzeczy. Sponsorzy oddawali na licytację przedmioty, usługi, kursy. Zdarzył się nawet lot balonem. Im bliżej 15 stycznia, tym więcej było do zrobienia. W ostatnim tygodniu przed finałem były umówione wszystkie przedszkola. Jestem człowiekiem, który bardzo się stresuje, kiedy ma coś powiedzieć w dużym gronie, ale na szczęście Wermina jest aktorką. W przedszkolach siedząc w kole na podłodze pokazywała dzieciom obrazki związane z fundacją, tłumaczyła jak ona działa i po co. Potem dzieci wrzucały do puszek pieniążki, a my naklejałyśmy im serduszka. W każdym przedszkolu bawiłyśmy się z nimi w prostą zabawę, ich reakcje były przeurocze.

pobrany-plik

Coraz więcej spotkań, zaczęło się składanie puszek, pieczętowanie ich, oklejanie taśmą, wycinanie serduszek dla wolontariuszy. Przy takich zadaniach odpływałam, stawałam się maszyną do naklejania banderoli czy ekspresową gilotyną. To całkiem odprężające, a przy pracy zespołowej po dwóch godzinach można ujrzeć trzysta gotowych puszek czy cały karton pojedynczych naklejek. W sobotę 14 stycznia nauczyłam się rejestrować biegaczy, przygotowywać im pakiety. Przed Spółdzielczym Domem Kultury pojawił się wielki ekran w kształcie serca, który czekał na światełko do nieba. W dniu finału do SDK ludzie przychodzili od 5.30. Odbierali puszki, przygotowywali się do zajęć, maratonów zumby, rajdów offroadowych. Wszystkie pomysły ludzi ze sztabu oraz sponsorów wcielano w życie. Co robi osoba ze sztabu w dniu finału? Wszystko. Co tylko się da. Rano rysowałam jakiś potrzebny plakat, pózniej był bieg, więc przydzielałam numerki, wpisywałam na listę, rozdawałam medale. Wróciłyśmy z przyjaciółką do SDKu kiedy zaczynały wracać pierwsze osoby z pełnymi puszkami. Nie spodobało mi się rozliczanie, bo łatwo się mylę i rozpraszam, jednak przy takiej ekipie człowiek nie jest w stanie się nudzić. Przez cały dzień było coś do zrobienia – malowanie buzi, coś komuś pomóc, tu wyciąć, tu się przebiec. Przed światełkiem rozdawałam ludziom sztuczne ognie, a po nim pomagałam przy rozdawaniu tortu ludziom, którzy przyszli je zobaczyć. Potem znowu rozliczanie, zbieranie drobnych z kubeczków i odnoszenie ich do worka. Cały czas w szybkim tempie, cały czas praca zespołowa. Koło 22 mieliśmy wyliczone już 135 tysięcy złotych.

wosp

Czasem ktoś pyta po co się w coś takiego angażować, co z tego mam. Teoretycznie oprócz identyfikatora i koszulki sztabu, to nic. W praktyce jak pomyślę o tym, że w tym roku uzbierano 164 506,65 zł , a potem o tym jak bardzo ciężko mi było się podnieść z łóżka i pójść na to spotkanie, to mam ogromną satysfakcję. Pozostaje mi jedynie obiecać sobie, że w przyszłym roku dam z siebie 150%.
Komentarze czytelników (0)
Do tej zawartości nie ma jeszcze komentarzy.